Kolory tęczy są człowiekowi całkowicie nieznane. Któż bowiem potrafi zliczyć i powiedzieć, w ilu kolorach się ona mieni? Lecz co się stanie, gdy kolory zblakną? Czy można żyć bez nich? Posłuchaj opowieści, od której wszystko się zaczęło...
Po raz kolejny miałam okazję obejrzeć film, na podstawie książki. Cóż, powiem, że coraz częściej mam to w zwyczaju. Najlepszym jednak faktem jest to, że "Zimową opowieść" oglądałam w niemałym osłupieniu. Dlaczego? Faktem tego może być to, że miałam niemałe deja vu. Nie potrafię odpowiedzieć, w jaki sposób to się pojawiło. Na początku film wcale nie przypadł mi do gustu. Oglądałam go raczej z nudów niż z ciekawości. Całość zapowiada się bowiem tak...Chorująca na suchoty Beverly Penn, jest nader czarującą młodą damą. Niestety jednak, dla niej nie ma ratunku. Życie niesie dla niej niemiłe niespodzianki, zaś siłą na nie, okazuje się miłość. Poznany całkiem przypadkowo Peter Lake, jest dla niej niemałą rozrywką. To on staje się powodem, dla którego chce żyć. Lecz co się stanie, gdy miłość przegra z rozsądkiem? Czy można uratować kogoś, kto już praktyczne pożegnał się z życiem?
Mniej więcej z taką fabułą, mamy do czynienia w tym że filmie. Film jest nieźle zarysowany, ale nie za bardzo za to ciekawy. Oglądanie go nie jest przyjemne na tyle, by do niego powrócić. Nie wiem jak to jest z książką, aczkolwiek do filmu po raz kolejny mnie wcale nie ciągnie. Czy czuję rozczarowanie? Myślę, że większe by ono było, gdybym przeczytała najpierw książkę.
Fabuła jak dla mnie jest nijaka i mętna. Brak w niej ciekawych zwrotów akcji i charyzmatycznych bohaterów. Jak dla mnie film, to kompletne nie tyle że dno, ale nonsens.
Podsumowując, pragnę dodać, że nie wszystkie negatywy w tej pozycji, mają swoje odrysowanie. Były również momenty, w których film zaciekawił mnie z niemała. Najfajniejszym jest bowiem fakt, że film dzieje się na podstawie stulecia w Nowym Jorku. Można dzięki temu zobaczyć choć troszkę i zaczerpnąć z niemała kultury z minionego wieku. Niestety jednak tym razem film nie spowił mego serca. Nie polecam go za bardzo, aczkolwiek wiem, że na pewno znajdą się jego zwolennicy.
a ja z chęcią skuszę się na książkę. :)
OdpowiedzUsuńmoże akurat film był niewypałem ?
A ja jestem ciekawa tego filmu. Chętnie go obejrzę.
OdpowiedzUsuńNa początku, kiedy film wchodził do kin, byłam zaciekawiona, ale potem chyba mi przeszło i jakoś do tej pory nie zebrałam się w sobie i go nie obejrzałam. Tyle jest dobrych filmów, których jeszcze nie widziałam, że niezbyt ciekawe wydaje mi się nudzenie przy "Zimowej opowieści". :)
OdpowiedzUsuńPowieści jeszcze nie czytałam, sam film z kolei niezbyt do mnie trafił. Osoby znające powieść twierdzą, że wątki zostały poszarpane i próbowano wcisnąć po trochu wszystkiego, przez co wyszło to... co wyszło.
OdpowiedzUsuńOd dawna chcę oglądnąć film, ale najpierw wolałabym przeczytać książkę, której nie umiem zdobyć... ;/
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie,
http://worldofbookss.blog.pl/
Mnie tak kusi, że nawet Twoja przestroga mnie nie powstrzyma
OdpowiedzUsuńJednak się skuszę:)
OdpowiedzUsuńLubię oglądać filmy na podstawie książek dla porównania co lepsze. Tym razem niestety się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania książki, także po skończeniu pewnie mimo wszystko wezmę się za ekranizację, choćby po to by zobaczyć jak tam wypadła w kontekście pierwowzoru. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
A ja bardzo chcę przeczytać książkę a potem obejrzeć film i mam nadzieję, że będę miała po nim inne wrażenia niż Ty ;)
OdpowiedzUsuńA ja bardzo chcę przeczytać książkę a potem obejrzeć film i mam nadzieję, że będę miała po nim inne wrażenia niż Ty ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam zarówno o książce jak i filmie, ale jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do Zimowej opowieści. I widzę, że dobrze zrobiłam, że nie skusiłam się na film. Chociaż książka może być lepsza.
OdpowiedzUsuń