sierpnia 27, 2016

#Filmowy Weekend- "The Duff. Ta brzydka i gruba." reż. Ari Sandel

plakat filmu

Kiedy postanowiłam obejrzeć coś dla relaksu, szybko zdecydowałam się na coś mało ambitnego, wyczerpującego oraz na coś, co nie zepsuje mi humoru. Tak więc padło na The Duff...Początkowo skupiłam się na tym filmie ze względu na książkę czyhającą w mojej bibliotece. Skoro nie mam zbytnio czasu by przeczytać lekturę, to postanowiłam znaleźć go na ekranizację. Z tego też względu powiem Wam w skrócie co możecie zaobserwować w tym filmie.

Cała fabuła tyczy się głównie Bianki. Dziewczyna jest od początku akcji osobą wesołą, mało skomplikowaną i przede wszystkim skromną. Ma dwie bardzo dobrze zaprzyjaźnione koleżanki z którymi spędza czas zarówno w szkole jak i po niej. Jej zaufanie do nich zmienia się, kiedy przez przypadek dowiaduje się, że jest "the duff." To określenie zostało jej przypisane ze względy na trzymanie się z idealnymi dziewczynami zarówno pod względem fizycznym jak i emocjonalnym. Bianka zauważa, że to określenie jest mocno prawdziwe w jej osobie. Zaczyna więc odcinać się od własnych koleżanek i pragnie zmiany. Z pomocą przychodzi jej sąsiad. Wes postanawia pokazać Biance wszystkie tajniki uwodzenia.
Czy Bianka zaakceptuje to kim jest? Czy zmieni sposób patrzenia na nią przez rówieśników? Z jakimi przeciwnościami zmierzy się by odkryć samą siebie?

Film tak na prawdę nie jest idealną ekranizacją. Ma on wiele w wad. Zastanawiam się, jak osoby będące w kinie mogły w nim wytrzymać i nie wyjść po kilkunastu minutach trwającego seansu. Mnie osobiście ten film nie oczarował. Pokazał za to wszystko co złe i zepsute w Ameryce. Zarówno spojrzenie scenarzystów na wizje uczniów i ich stosunki, ale i sam pomysł na to by 16 latek był już uważany za dorosłego - jest czymś odmiennym niż to co znamy. Ameryka ma to do siebie, że ona ciągle narzuca trendy innym kontynentom. Zarówno filmografia, jak i inne dziedziny mają odmienne punkty wyjścia i spójności. Ten film należy potraktować z wielkim dystansem. Trzeba oglądać go z myślą, że to wyłącznie amerykański kicz. Jak dla mnie ta ekranizacja pokazuje jedynie głupotę amerykańskich dzieciaków.




Film jest bardzo przewidywalny. Wszystko jest w nim łatwe i niczym się nie wyróżnia. Dla mnie wielkim minusem stają się aktorzy grający bohaterów. Nie przepadam kiedy w rolę nastolatków (wiek 16-20 lat ) wściełają się dorosłe osoby. Widać jest od razu ich stosunek i nienaturalność do granych ról. Żadne z nich nie potrafi wczuć się w rolę przez siebie odgrywaną. Nawet jeśli założą młodzieżowe ciuchy i umalują się na "x" lat wstecz, to i tak nie zmienia faktu, że ich gra jest cieniutka.
Mam nadzieję, że inaczej wyobrażę sobie bohaterów podczas czytania książki...

Mae Whitman jest dobrą aktorką i nawet dobrze ubarwia akcję. Nie pasuje mi jednak do Bianki. Ma kilka przejawów fajnej gry, ale to wszystko. Najtragiczniejszym jest jednak Robbie Amell. Ten aktor to chyba nigdy nie wyjdzie z ról "licealistów". Ciągle go widzę wyłącznie w takich filach. Chyba się z nimi zrósł ale to nie jest dobre dla widza.
 Nie mam co więcej mówić o tym kiepściutkim filmie. Oceniam go jako marną amerykańską, kretyńską komedię dla małolatów. Ten film śmieszy brakiem profesjonalizmu. Jest taki nijaki. Obejrzałam go do końca ale przez 3/4 filmu czułam rozczarowanie.


7 komentarzy:

  1. Książka była dla mnie o wiele bardziej atrakcyjna! Chociaż film tez przypadł mi, o dziwo, do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, ale nie oglądałam. MOże kiedyś, chociaż straciłam na niego chęć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam ani książki, ani filmu i jakoś nie ciągnie mnie do tego, by to zmieniać.
    Pozdrawiam!
    Hon no Mushi

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń

Witaj wędrowcze!
Jeżeli dotarłeś aż tutaj, to nie pozostaje Ci nic innego jak umieścić komentarz, że tu byłeś.
Posiadasz bloga,stronę etc.? Nie musisz spamować! Odwiedzam każdego, więc nie przegapię i Ciebie! Zawsze się odwdzięczam!
Pozdrawiam serdecznie! :)